Upadek pierwszy: awantura o plastik
Pół polskiego Internetu w czerwcu zajęło się kontraktem reklamowym Martyny z wodą Żywiec. O tym, że podróżniczka reklamuje wodę w plastikowych butelkach zapewne napisałoby niszowe (sorry, to są fakty!) grono aktywistów ekologicznych, ale to ona sama sprowokowała awanturę, która trwała kolejne dni. – Plastik nie jest taki zły. Często w rozmowach o ochronie środowiska pojawia się temat plastikowych butelek na wodę. MIT: szkło jest lepsze od plastiku. PRAWDA: oba surowce mogą zostać poddane recyklingowi – napisała w swoim reklamowym poście na Facebooku Wojciechowska.
Upadek drugi: miłość na pokaz
Martyna przez lata wypracowała wizerunek gwiazdy, która nie epatuje swoim życiem prywatnym. Co więcej – rzadko kiedy o nim w ostatnich latach mówiła. Dużo się w sieci plotkowało o jej związkach czy nawet o orientacji seksualnej, jednak Wojciechowska, do której docierały te plotki, uparcie milczała. Media rozrywkowe z pewnością były niepocieszone, ale z drugiej strony robiło to wrażenie w świecie, w którym gwiazdy sprzedają wszystko, łącznie z wizerunkiem swoich dzieci. Gdy do mediów wyciekła informacja, że łączy ją coś z Przemkiem Kossakowskim (swoją drogą przystojnym i uroczym mężczyzną), Wojciechowska zamiast zwyczajowo milczeć, zaczęła podsycać spekulacje. – Tak, jesteśmy bratnimi duszami – stwierdziła w programie Uwaga! poświęconym podróżnikowi.Upadek trzeci: cyrk z „córką”
W połowie września do Polski przybyła Kabula – 20-letnia Tanzanka, którą Martyna poznała cztery lata temu, gdy kręciła w tym kraju materiał o albinosach z Afryki. To ważny element tej historii, bo osoby chorujące na albinizm są tam mordowane, a z części ich ciał są tworzone amulety, mające chronić przez złem. Kabula niestety też padła ofiarą obrzydliwego procederu, w wyniku którego ma tylko lewą rękę. Kabula, jak oświadczyła Martyna, została przez nią „adoptowana na odległość”. Już na wstępie nie brzmi to dobrze w sytuacji, gdy młoda kobieta przebywa w kraju, gdzie nawiedzeni ludzie chcą ją zabić, a gwiazda z dalekiej Polski wysyła jej pieniądze na edukację. To trochę jak adoptowanie zwierząt w akcjach specjalnych. Z tym, że te zwierzęta chroni się przed śmiercią, a nie podaje posiłek, gdy dookoła czają się kłusownicy.


