Pamiętacie Deynn? To upadła gwiazdka Internetu, która zasłynęła takimi bon motami, jak „nie byłabym sobą, gdy byłabym inna” czy „zmieniłem się diametralnie, więc nie zmieniłem się wcale„. Wzbudzała skrajne emocje, linczowała swoich krytyków, wystąpiła nawet w programie innej upadłej gwiazdy, Jakuba Wojewódzkiego i ciężko uznać ten występ za udany.
Potem przyszła rodzinna awantura rozgrywana na oczach całej Polski, ucieczka z Polski i ślub w kominiarkach, a także imprezy z bongo w słonecznej Kalifornii. Może to dlatego podała hasło do swojego konta hakerom…
Jeśli myśleliście, że długo nie pojawi się nikt, kto dorówna Maricie w byciu bezczelną i oderwaną od rzeczywistości, to mamy dla Was złą wiadomość. Po latach spędzonych na peryferiach sieci, w końcu do mainstreamu przedarła się niejaka Olfaktoria, czyli „influencerka” Dorota Goldmann.
Obie panie wyróżniają się zdumiewającym wręcz brakiem taktu, agresją, próbą wymazania niewygodnych komentarzy blokadami, a także brakiem instynktu samozachowawczego, który sprawiłby, że nie wdawałyby się w każdą lepszą pyskówkę w sieci. Taki zmysł posiada przykładowo LittleMooonster96, która robi skrajne głupoty, lecz nie pompuje nimi zainteresowania, opowiadając, kłócąc się i wyzywając krytyków.
Olfaktoria od dawna istniała w sieci jako pośmiewisko, karykatura bycia influencerką i całej branży beauty, w której teoretycznie się porusza. Teoretycznie, bo tak naprawdę nikt nie jest zainteresowany jej prawdziwą działalnością, lecz wszystkim pomiędzy, a więc historiami z wymyślonym chłopakiem Januszem, idiotycznymi opowieściami o jej ponoć idealnym życiu czy groźbami pozwów w stosunku do tych, którzy mają czelność nie wierzyć w bzdury, które opowiada.
Ostatnio jednak Dorota przebiła samą siebie i wjechała pod Morskie Oko na bryczce. Od kilku lat mówi się głośno o bezsensownym cierpieniu koni, które wożą dupy co głupszych osób, by ci zrobili sobie zdjęcie nad jeziorem. Konie wielokrotnie padały ze zmęczenia, ale najwyraźniej te makabryczne wiadomości nie dochodziły do Olfaktorii. Może była zajęta wtedy blokowaniem ludzi na Instagramie.
Po jej relacji i przechwałkach tematem zajął się Pudelek, więc sprawa wyszła z zamkniętych grup na Facebooku i zaczęła być sprawą publiczną. Olfaktoria zagroziła wtedy, że pozwie fundację Viva!, która podjęła ten temat, słusznie krytykując Goldmann. Oczywiście skończyło się tylko na groźbach, a i te spotkały się z wykpieniem przez prawniczkę fundacji.
Nie jest zrozumiałe, na jakiej podstawie Pani Goldmann żąda usunięcia zdjęć i filmów. Publikując swoją twórczość w Internecie, chcąc uzyskać jak największe zasięgi, trzeba się liczyć się zarówno z aprobatą, jak i krytyką. Blogerką/vlogerką nie jest się wybiórczo, kiedy fani podziwiają i piszą pochlebne komentarze, ale również wtedy, gdy poczynania takiej osoby spotykają się z negatywną oceną – powiedziała w rozmowie z Pudelkiem adwokatka Katarzyna Topczewska.
Życzę Pani Goldmann, aby zamiast angażować swój czas na walkę z Fundacją Viva! poświęciła go na odrobinę refleksji. Jest osobą młodą i sprawną i jak twierdzi – nie mogła inaczej niż konno dotrzeć na Morskie Oko. Takie osoby jadąc wozem powinny się wstydzić widząc, że tą samą trasę o własnych siłach pokonują osoby niepełnosprawne, idąc o kulach lub jadąc na wózkach inwalidzkich – dodała.
I przy tej właśnie sprawie Olfaktoria przebiła Deynn. O ile Marita zasłynęła chamstwem w sieci i awanturą rodzinną, której wciąż nie znamy wszystkich szczegółów, więc trudno ją jednoznacznie ocenić, o tyle Dorota poszła krok dalej. Goldmann szczyci się tym, że męczy zwierzęta, jest w tym bezwstydna, agresywna i nie posiada za grosz zmysłu osoby publicznej, który pozwoliłby jej chociażby udawać skruchę. Nie, ona jest na tyle odklejona od rzeczywistości, że jest święcie przekonana o swojej nieomylności.
Marita przeżyła załamanie kariery, wyjechała i teraz próbuje pokazać swój dystans oraz zmianę, jaką rzekomo miała przejść. Dorota zaś gra z internautami twardo i mimo ewidentnie żenująco głupich posunięć wciąż nie poddaje się w robieniu idiotyzmów.
Gdy my jemy popcorn czekając na kolejne odcinki z jej smutnego życia, ona dalej pogrążą się. Jedno jest pewne – to skończy się dla niej źle. Jest jak ten nieszczęsny koń, któremu wpojono, że musi wozić ludzi. Bryczką jest jej „kariera”. Pytanie, kiedy ten koń padnie.